nowy serwer strony - zapraszam

tourettewpodrozy.pl

sobota, 4 lipca 2015

"Call of freedom" W drodze na Ben Nevis

   Dzień 3 i 4
Do Kinlochleven maszerowaliśmy rytmicznie wzdłuż asfaltowej drogi do momentu, gdy życzliwy kierowca busa szkolnego zabrał nas do miasteczka  z kąd rozpoczęliśmy wyczerpujące podejście do naszej doliny.





Początkowo jeszcze słupy elektryczne przypominały o bytności człowieka jednak te szybko zniknęły a pojawiła się nieskazitelnie czysta rozległą dolina. Zeszliśmy 50 metrów od drogi, aby rozbić namioty tuż przy potoku


. Gdy już mieliśmy rozpalać ognisko zaczęła się ulewa. Ściany namiotu łopoczą na wietrze jak by za chwilę miały się rozerwać. Noc była niespokojna jednak pomimo zmęczenia udało się usnąć. Teraz gdy czas pakować obozowisko jest cisza. Głęboka dolina, w której się znajdujemy jest otulona mgłą a przez chmury próbuje przebić sie słońce, choć na razie bez skutecznie . Ruszamy wcześnie, aby dotrzeć jeszcze dziś do Fort William. Poza nasza czteroosobowa ekipą nie ma żywej duszy. Nawet owce gdzieś się pochowały. Można się tutaj poczuć tak, jak by na świecie nie było więcej ludzi. Świeże czyste powietrze jak że różne od tego w mieście. W momencie, gdy dochodzimy do ruin dawnych domostw na chwilę pojawia sie słońce


. Jak że przyjemnie. Szybko opuściliśmy dolinę, aby zacząć iść u podnóża jakiejś góry teraz już w pełnym słońcu . Zrobiło się naprawdę ciepło . Postój przy urokliwym wodospadzie

gdzie o dziwo nie pojawiły 
się midges"czyżby nocna wichura je wywiała"- zażartowałem. Od tej chwili droga wiodła przez gęsty las aż do momentu, gdy wyszliśmy na utwardzany trakt wiodący prosto do miasta. Dotarliśmy do centrum informacji turystycznej pod Ben Nevisem gdzie zostawiliśmy nasz ekwipunek i poszliśmy zwiedzić miasto. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że to miejsce będzie naszą bazą jeszcze dwie noce.

                                                         C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz