nowy serwer strony - zapraszam

tourettewpodrozy.pl

wtorek, 9 września 2014

New Forest - powrót

Po dluzszej przerwie powrucilem do swych cotygodniowych wycieczek rowerowych.. Jak zwykle udalem sie do parku narodowego New Forest , z tym ze wyjadkiem iz tym razem udalem sie w przeciwnym kierunku -na polnoc , a tam jeszcze nie bylem. Pomysl ze zmiana kierunku wycieczki byl dobrze trafiony gdyz dzieki temu odkrylem wiele ciekawych miejsc i tras.
Poczatkowo wyjechalem na dosc ruchliwa glowna droge co mi sie niezbyt spodobalo lecz wkrudce potem zjechalem w las i przez najblizszych kilka godzin w nim pozostawalem . Nie wiem nawet czy bylbym w stanie odtworzyc teraz trase jaka przejechalem gdyz strasznie kluczylem co bylo skudkiem napotkania wielu dzikich zwierzat-kila z nich stalo sie mojmi objektami fotograficznymi.
Po tym jak zgubilem droge  jechalem przez prawie kilometr korytem strumienia (i nie bylo ono wyschniete) gdy wyjechalem poczulem ze musze chwile odpoczac wiec przystanalem i wtedy wlasnie ujzalem dwa piekne konie idace przez
zarosla ,wiec szybko wyciagnalem swoje lustro i zrobilem im zdjecie po czym ruszylem w dalszam droge. Nie przejechalem 10 m gdy nagle przedemna zerwalo sie do ucieczki stado saren , moze 30 albo 40 sztuk tych pieknych zwierzat . Wszystko dzialo sie tak szybko a ja bylem tak zaskoczony ze nawet nie wyjalem aparatu-szkoda.
Po lesie jezdzilem dlugo ,czesto przejezdzajac duze mokradla, nie spotykajac wogule ludzi az do momentu dojechania do glownego szlaku turystycznego ktory to jednak szybko minalem i wszystko wrucilo do normy. Ostatecznie aby wydostac sie z lasu musialem przejsc strumien z rowerem na plecach do zadania ktorego niezbedne bylo usuniecie czesci garderoby dolnej w celu niezamokszenia jej. Przeszedlem przez plot i bylem to oto na glownej drodze do lymington. Zaczolem kierowac sie w strone domu . Przy palacu spotkalem dziesiatki dorozek zapszezonych w konie ktore szykowaly sie do drogi i tak oto jadac przez las ja inna droga oni inna co pewien czas sie spotykalismy gdyz okazalo sie ze nasze drogi sie krzyzuja. Wkoncu wyjechalem na olbrzymie wrzosowiska ciagnace sie az po horyzont , gdzie niegdzie pasly sie stada koni lub krow a tak po za tym wszedzie wrzos wrzos i jeszcze troche wrzosu. Na tej wielkiej pustej przestrzeni postanowilem zrobic dluzsza przerwe-do domu mialem jeszcze okolo 30 km . Czulem sie wolny . Slonce chylac sie ku zachodowi nadal mocno przygrzewalo. Wracajac , gdy bylem juz w poblizu lasu rosly pojedyncze krzaki. wtem zacisnalem hamulce do oporu -cos przykulo mom uwage . Sam nie moglem uwierzyc w to co widze . Prawdziwy cud natury - caly krzew o wymiarach 3x3x3 m byl bokryty kokonem pajeczyny , ciezko sobie wyobrazic jak pieknie to wygladalo. Wtem dobiegl mnie dziwny dzwiek dobjegajacy z wnetrza tej konstrukcji - tak tak to bylu dziesiatki tysiecy pajakow , az przeszedl mnie dreszcz ,co jednak nie sklonilo mnie do natychmiastowego odwrotu , pierw wykonalem zdjecie , po czym moglem spokojnie odjechac . Dzien zaliczony jak najbardziej pozytywnie , zakonczylem przy grillu ...

3 komentarze:

  1. widizłam też kiedyś taki krzew cały w pajęczynach- coś niesamowitego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja nie widzialam :)koniecznie musisz mi pokazac zdjecia :)lub wstaw je tutaj :)x x x

    OdpowiedzUsuń