nowy serwer strony - zapraszam

tourettewpodrozy.pl

sobota, 6 września 2014

Pieniny kwiecień 2014

 Do Szczawnicy autokar dojechał przed szóstą rano . Obudził mnie głos kierowcy mówiący że to koniec podróży. Wstałem jeszcze zaspany wyciągnałem plecak ze schowka i mocno się przeciągnałem.
                          Było ciepło mimo wczesnej pory. Ruszyłęm w stronę mojego schroniska "orlica".
Miasteczko ciągle jeszcze spało w otulającej je mgle i byłem jedyną osobą na ulicy , Z kazdej strony dopiegał mnie ćwiergot ptaków umilając mi drogę.

                         Po zameldowaniu się w schronisku od razu wyruszyłęm na szlak . Nadal było bardzo wcześnie . Wędrówce mej towarzyszyał ciągła mżawka która nadawała nastroju tajemniczości tej pięknej dolinie. Dunajec wił się w głębokiej dolinie co i rusz znikając we mgle . Szedłem sam .
Po wyjściu z przełomu dunajca mym oczą ukazał się wspaniały widok na trzy korony, w stronę której zmierzałem. Jednak nadal daleka droga przed mną.
Około godziny 11ej mżawka przeobraziła sie w ulewę w której to szedłem już do końca dnia.
Ulewny deszcz spowodował iż na szlaku spotkałem może 10 osób w ciągu tego dnia. Za to dodawal niesamowitej aury tajemniczości . Wszech obecna cisza zagłuszana jedynie kroplami deszczu uderzających o liście zarazem była pełna rozmajtych dźwięków zwierząt, w szczególności ptaków.
Wchodzilem włąśnie do gęstego lasu.
Po dotarciu na szczyt Trzech Koron otworzył się przed mną widok zapierający dech w piersi. Majestat gór ciągnących się aż po horyzont w cztery strony świata . Doliny toneły we mgle , a deszcz ciągle padał.
Mym nastepnym celem była sokolica i jej słynna sosenka reliktowa.
Droga jak to w górach ,biegła raz  w dół raz podgórkę , lecz Pieniny mają w sobie coś z tajemniczości. Droga w górę była nie lada wyzwaniem gdyż całą ociekala błotem i jedynie wystające korzenie dawały oparcie stopą. Byłem już cały mokry i najbardziej martwilęm się o aparat (który o dziwo nie zamókł) mimo to było mi nadal ciepło , o ile szedłęm . Z Sokolicy znów zobaczyłem piękno natury , tym razem w dole wił sie Dunajec . Słońce coraz szybciej zblizało się ku horyzontowi i tak oto nastał czas zejścia .
Tej nocy spalem jak dziecko śniąc o kolejnym wspaniałym dniu.




Budzik dzwonił już od kilku minut . Wkońcu postanowilem ruszyć tyłek z ciepłego śpiwora. Spakowałem się na droge po czym zszedłęm na śniadanie.
Przy posiłku towarzyszyło mi trzech panów z których to jeden podarował mi konserwę gdyz wracał już do domu. Zawsze gdy spotykam ludzi gór są oni inni o tych których znam z miasta , są mili , towarzyscy i pełni szacunku do natury.
Chwile potem wyszedłem na zewnątrz. Znów było ciepło i przyjemnie. Spodziewałęm sie błotnistej drogi ale ta mnie zaskoczylą . Po kilku dniach opadów zamieniłą się w góre błota choć to mnie nie wystrszyło i powoli zacząłem iść w górę - jeden krok w przód i pół w tył . Gdyby nie wszech obecne krzaki których się łąpalem zjechałbym na sam dół ze wszystkim co było po drodze.  Droga ktorąprzewidziałęm na 25 minut zajeła mi ponad godzinę. po wyjściu na górę las sie otworzył ukazując dookoła góry jeszcze śpiące we mgle. Ruszyłęm ponownie w dół tym razem na stronę Słowacką .Miasteczko do lktórego zszedłem wyglądało jak skansen wsi slowiańskiej a o obecności ludzi dawały znak jedynie szczekające psy.
Z przełęczy pod Tokarnią rozpościerał się piękny widok . W tej chwili nic się dla mnie nie liczyło , chciałem by ten moment trwał wiecznie . Można było odnieść wrazenie że świat jest cały pokryty górami , bez cywilizacji , pełen spokoju i wzruszającego piękna. Daleko na horyzoncie majaczyły potęznie Tatry pokryte nadal śniegiem .Tego dnia wszedłem także na Wysoką -najwyższy szczyt tych gór . Po dłuższym odpoczynku tam zaczołem  schodzić , a raczej zbiegać w dół . Bieg ten dawał mi niesamowitą frajde i cieszylęm się jak dziecko nawet po tym jak nagle upadłęm na moje cztery litery co trwało chwile bo w biegu się podniosłem i bez zatzrymywania kontynuowałem bieg  śmiejąc się sam z siebie .
Dotarłem do wąwozu Homole gdzie towarzyszący mi do tej pory śpiew ptakow zastąpil szum potoku . Dzień już się kończył , przede mną zostało jakieś 10 kilomatrów do "Orlicy" . Szedłem spokojnie przez wsie podziwjajac lokalną aurę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz