nowy serwer strony - zapraszam

tourettewpodrozy.pl

wtorek, 14 października 2014

Projekt: Tatry jesień 2014 - część 1

Dzień pierwszy 
Gdy wysiadłem z Zakopanem właśnie zaczynało świtać. Miasto świeciło pustkami i było ciche . Całkiem inna strona tego górskiego miasteczka które w sezonie wakacyjnym jest gwarne i zatłoczone.
Byłem zmęczony nie przespaną nocą i właśnie czekałem na bus w stronę doliny Chochołowskiej od której to miałem rozpocząć realizację mego projektu.
Ruszyłem w górę doliny jeszcze skąpanej w porannej mgle. W stronę schronisko kierowało się zaledwie kilka osób. Dwadzieścia minut przed schroniskiem jest rozwidlenie dróg , ja udałem się ku Trzydniowiańskiemu Wierchowi. Tak oto rozpoc
zęło się strome podejście pod górę. Dookoła otaczał mnie las i dobiegające z niego odgłosy natury. Szło mi się bardzo przyjemnie , byłem sam i stopniowo piąłem się ku górze kiedy zadzwonił telefon. Rozmawiałem chwilę . W tym czasie dogoniły mnie trzy osoby i wyprzedziły, znów byłem sam. Gdy wyszedłem  w piętro kosodrzewiny przed i za mną ukazał się piękny widok na Czerwone Wierchy wystające z chmur które co chwile pojawiały się i znikały w nich za każdym razem zmieniając niczym w kalejdoskopie . Pierwszy odpoczynek odbyłem na szczycie Trzydniowiańskiego. Miałem ochotę na gorącą herbatę więc wyjąłem kuchenkę i zagotowałem wody. Po spożyciu ruszyłem dalej w stronę Starobociańskiego Wierchu po drodze mijając Kończysty z którego widok na Słowację zapierał dech w piersiach . W dolinie u stóp góry znajdowały się jeziorka w których gładkiej  tafli wody odbijały się góry. Droga na Starobociański wiodła trawersem gdzie z jednej strony zbocze lekko opadało ku dolinie a z drugiej było ostro podcięte i poszarpane . To właśnie w tym miejscu zaczynały się gęste chmury-na granicy grani . Chmury dodawały mroczny nastrój tajemniczości. Wykonałem kilka zdjęć po czym udałęm sie dalej.
 
Było już po południu kiedy zacząłem się kierować w stronę Hali Ornak gdzie czekało na mnie przytulne schronisko. Kiedy wybierałem tę trasę brałem pod uwagę to ze jest ona niezbyt długa jak na dzień aklimatyzacji jednak nie uwzględniłem tego iż jest to szlak z dużą ilością podejść przez mijając Ornak po prostu zabrakło mi sił . Ściemniało się a ja wlokłem się pod kolejną górę. Wreszcie szlak zaczął prowadzić jedynie w dół co mnie ucieszyło. Strome zejście w dół po śliskich już kamieniach męczyło kolana i mięśnie ud . Z Iwaniackiej przełęczy ruszyłem pełną siłą w dół , było już prawie ciemno więc chciałem jak najszybciej wyjść z lasu przez co szedłem bardzo szybko co chwilę się potykając i ślizgając na kamieniach i korzeniach . Nawet kilka razy się przewróciłem na co nie zwracałęm uwagi i szedłem dalej . Do schroniska dotarłem już o świetle czołówki . Zameldowałem się i zamówiłem ciepły posiłek. Byłem wyczerpany lecz szczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz